co w Hollywood rzadko spotykane... - Bóg, myślę, po śmierci uznał to za ważne dobro w jego życiu.
Bóg jest jedynym LOGICZNYM wytłumaczeniem otaczającego nas świata i istnienia czegoś tak skomplikowanego jak istoty żywe - teoria ewolucji absolutnie do mnie nie przemawia - stwierdzenie że życie powstało ot tak sobie spontanicznie "przy zaistnieniu sprzyjających warunków" po "wielkim wybuchu" jest bełkotem ignoranta...
Nieprawda, to założenie z reguły jest błędne. Nie możesz z góry założyć czy za sama "wiarę" dostaniesz to życie wieczne.
Nie, wystarczy poczytać relacje żołnierzy w trudnych sytuacjach, choćby przed D-Day. Nawet mało religijni przypominają sobie wtedy o Bogu.
I widzisz, tym się różnimy. Ty piszesz, że wystarczy, a wg mnie nie wystarczy. Trzeba czytać dużo, a nawet znacznie więcej niż dużo.
Zresztą piszesz o ludziach jakoś tam religijnych.
Jeśli ktoś całe życie mamiony jest obietnicą życia po życiu, a nie podda tej obietnicy jakiejkolwiek analizie (krytycznej), to nie dziwne, że w chwili zagrożenia życia nic innego mu do głowy nie przyjdzie. Uzna ją za ratunek - w sensie psychologicznym taka nadzieja nim będzie.
Są różne religie na świecie, nie tylko katolicyzm (czy szerzej: chrześcijaństwo) i każda coś tam obiecuje w zamian za posłuszne bogu życie na ziemi. A ja tak nie lubię przekupstwa i próżności. ;-)
ffi - wszystko to i tak gdybaniem ludzkim jest.
Wolę trzymać się faktów. Jak na razie nikt nie udowodnił istnienia boga czy bogów, ani istnienia kolejnego życia po życiu.
Pozdrawiam.
Sens w tym że wiara to wiara a nie nauka. Choć bez wgłębiana się w religię faktycznie może wydać się trochę pusta, wiem po sobie. I z doświadczenia też wiem, że dyskusje takie są z gruntu bezowocne jeżeli rozpatruje się wiarę pod kątem naukowym. Cóż akceptuję taki stan rzeczy :).
Masz rację. To taki spryciarski wybieg: nasza wiara nie podaje się nauce. ;-) A czemu w takim razie? ;-)
Dlatego ja odrzucam wiarę. Na dobrą sprawę mogłabym wierzyć w cokolwiek, co mi do głowy przyjdzie (albo co sobie przeczuję). Ale to byłoby jeszcze ok. ;-) Gorzej, że ludzie wierzą stadnie w to, co im ktoś podaje do wierzenia - niczym na tacy.
No ale taka już natura wiary (większość elementów nieweryfikowalna).
To było dobre dawno temu, kiedy człowiek nie umiał prawie w ogóle tłumaczyć świata. Dziś powinno umrzeć śmiercią naturalną. ;-)
Ale dla niektórych wiara jest potrzebą psychologiczną, a inni całkeim bezmyslnie, niejako z rozpędu wierzą albo i z przymusu (mam na myśli świat islamu - kobiety szczególnie - ale też i katolicki chrzest nieświadomych niczego niemowląt).
Miło tak spokojnie podyskutować.
Pozdrawiam. :-)
"Stara śpiewka zaczadzonych religią..."
Jeśli się takie komentarze wypisuje siedząc w bezpiecznym ciepłym pokoju przy cieplutkiej szklance herbaty, będąc młodym i zdrowym to nie uważam to za poważne.
Coś sobie założyłeś i to skomentowałeś. :-)
Zabawne.
Prawie nic się nie zgadza - taka moja podpowiedź...
moj dziadek umierał i krzyczał tylko żadnego księdza, nienawidził koscioła, klech do końca w boga tez za bardzo nie wierzył, nie kazdy woła tylko tobie sie tak uroiło w głowie , bo tak cie wychowali i nie widzisz ,ze inni moga miec inny poglad, na boga i kosciół i nienawidzic głupoli którzy w nich wierza, nigdy nie mow wszyscy bo nic nie wiesz o wszystkich